15 chłopa na umrzyka skrzyni... czyli gdzie są ci piraci?

Hejka naklejka 

Dzisiaj to, co Tygryski lubią najbardziej, a tak serio coś, co ja najbardziej lubię, czyli porównanie adaptacji z oryginałem?

Na tapet trafia Wyspa Skarbów i muszę przyznać, że bałam się tej powieści, bo Planeta Skarbów to moja ukochana animacja z dzieciństwa, którą odświeżam sobie co jakiś czas i ryzyko, że film straci , kiedy zestawię go z oryginałem było spore. Analogiczna sytuacja miała miejsce, kiedy przeczytałam Atlas Chmur i odkryłam jak bardzo mój (niegdyś) ulubiony film jest płaski i ile potencjału marnuje 😔

Chociaż może w przypadku powieści przygodowej dla dzieci i animacji dla dzieci sprawa będzie miała się inaczej, bo one z założenia są mniej złożone fabularnie... i tu pojawia się pierwszy hak, nie dałabym tej książki żadnemu dziecku, być może w XIX w. była to lektura odpowiednia dla młodzieży, ale po 150 latach jej próg wejścia (uwzględniający archaiczną obyczajowość, słownictwo i żeglarskie technikalia) wzniósł się o tyle, że historia nie będzie atrakcyjna dla tak młodego czytelnika, co więcej, myślę, że uzna ją za nudną i niezrozumiałą. Co prawda, Wyspa Skarbów nie reprezentuje tego samego co Dr Jekyll i Pan Hyde poziomu enigmatyczności, ale do współczesnej prozy czy fabuł kinowych nadal jej daleko.

Jeśli jednak chodzi o mnie, to czytało się fantastycznie, płynęłam przez tę historię, a ekscytacja była o tyle większa, że przeżyłam moje pierwsze spotkanie z książkowymi piratami (i obawiam się, że w najbliższym czasie na moich półka pojawi się ich więcej), skłamałabym mówiąc, że nie ma w niej kilku przestojów, jednak dopatruję się tu pewnej analogii- z historią jak z rejsem, raz wiatr w żagle a raz flauta. 

Sama fabuła dotyczy młodego chłopaka- Jima, który szczęśliwym zbiegiem okoliczności (dla niego, dla innych niekoniecznie) wchodzi w posiadanie mapy do Wyspy Skarbów i to nie byle jakich, bo słynnych, więc fundator wyprawy znajduje się sam i syn karczmarki wyrusza w pierwszą, morską przygodę, jednak w jej trakcie Fortuna nie jest już tak łaskawa.

Jest coś do czego mogłabym się przyczepić, a mianowicie kreacje postaci, w większości przypadków to bohaterowie jednej cechy, którzy wyraźnie stoją po dobrej lub złej stronie, nie ma nikogo moralnie szarego, żadnego dyskusyjnego charakteru, awanturnika, którego mogłabym usprawiedliwiać znając jego motywacje. Druga strona monety jest taka, że ci bohaterowie pasują do tej historii, w jej ramach są wiarygodni i na miejscu, więc chyba nie trzeba zmieniać czegoś, co działa?

Za to coś co nie działa i dla mnie jest ogromnym zaniedbaniem w  ilustrowanej książce to brak mapy... jak może nie być mapy w opowieści o wyprawie?! Dla mnie jest to o tyle uciążliwe, że bohaterowie przemieszczając się, orientują swoje położenie względem różnych miejsc, o których położeniu my nie mamy pojęcia i niewiele nam to mówi.

Wyspa Skarbów zdjęcie książka

Tym jak wielki wpływ wywarła książka na popkulturowych piratach, widać dopiero, kiedy sprawdzi się ilu twórców zainspirowała do przeniesienia powieści na inne media lub wykorzystania pojedynczych fragmentów czy motywów (pamiętacie korsarzy ze Strażników Moore'a)?

Co ciekawe, reżyserowie (John Musker, Ron Clements) nadali animacji nową aranżację, wyrwali bohaterów z XVIII-wiecznej Anglii i umieścili ich w kosmosie... piraci w kosmosie, czy to z założenia nie jest fantastyczny koncept? 😃



Grafika pożyczona z internetu i to, co widać na pierwszy rzut oka, to, że nie tylko przestrzeń została zaadaptowana, ale również bohaterowie- część z nich jest reprezentowana przez antropomorficzne zwierzaki, cyborgi, roboty itp., dodatkowo jednemu z bohaterów (kapitanowi Smolletowi) zmieniono płeć i dzięki temu w historii są dwie kobiety zamiast jednej (druga, to matka głównego bohatera, która jest bardziej figurą niż bohaterką), według mnie zmiana na plus, bo pozwoliła na dodanie smaczków i uwypuklenie dynamiki między członkami załogi i większe zróżnicowanie bohaterów.

Scenarzyści nie zapomnieli nawet o włączeniu papugi, pokładowego zwierzaka do opowieści i tu jej rolę pełni ten różowy, zmiennokształtny glutek odpowiedzialny za humor w filmie- mega, wygląda jakby ktoś nie tylko chciał odbębnić kolejną animację, ale włożył w nią masę serducha i kreatywności.

Niektóre postaci z modyfikacjami ciała, np. książkowy John Silver- szczęśliwy posiadacz drewnianej nogi w filmie otrzymał mechanizm, który umożliwia mu poruszanie się i nie tylko. Nawet mapa, w której posiadanie wchodzi Jim nie jest kawałkiem papieru, tylko kulą emitującą multimedialny hologram.

Ok, wystarczy już rozwodzenia się na temat "kosmetycznych" zmian, są interesujące, wiarygodne i dopracowane.

Reżyserowie pokusili się również o uwspółcześnienie postaci, bohaterowie są bardziej złożeni, niektórzy balansują między dobrem a złem i okazuje się, że złolskość można stopniować- kolejna zmiana na plus.

Jeśli chodzi o samą fabułę to zachowano najważniejsze wydarzenia i wykorzystano je jako szkielet nowej opowieści, dzięki temu jest wierna oryginałowi, ale go nie kalkuje, zachowuje świeżość i jest  przystępna dla młodego widza- sztosik.

Pragnę jednak przypomnieć, że to disneyowski film, który od dawna jest pełnoletni, więc jest nowatorski względem powieści, ale nie należy się po nim spodziewać jakieś nadzwyczajnej odkrywczości.

Czymś co stoi w interesującym rozkroku miedzy dwoma powyższymi jest komiks: Jim Hawkins Sébastiena Vastra, który osadza historię w analogicznym czasie i przestrzeni co powieść, ale bohaterowie są zwierzakami jak w animacji, dzięki temu wyruszamy na morze w towarzystwie sympatycznego lwa (jeśli chcecie wiedzieć, dlaczego Jim nie jest jastrzębiem to nie wiem xd).



Komiks od pierwszych stron fundował mi flashbacki z Kapitana Pazura i przywoływał dzieciństwo.

Co prawda, powieść graficzna nie miałą łatwo, bo jej kolej wypadła na końcu minimaratonu, skonsumowałam tę historię 3 razy w ciągu kilku dni w różnych formach, ale nie mogę powiedzieć, że zdążyła mnie znudzić, została przedstawiona tak zręcznie i na różne sposoby, że mimo iż po raz kolejny prezentowała tę samą fabułę, to miała do zaoferowania coś unikalnego.

W przypadku komiksu skrócono lub pominięto niektóre wątki (przeważnie te, które uznałam za przydługie w książce) i rozbudowano ją o inne- rozwinięto bohaterów i pokazano ich relacje, pozwolono sobie na zbudowanie kontekstu i świata, ponad to, w tym przypadku targetem nie są już dzieci, więc historia nie musiała być tak ugrzeczniona- wkradła się brutalność, odrobinę bardziej rynsztokowe słownictwo, złożone emocje, drobne intrygi i więcej zaangażowania z mojej strony.

Grafika, którą oferuje komiks też bardzo przypadła mi do gustu, jest "czysta", przejrzysta i dopracowana, no i są zwierzaki, co idealnie trafia w me gusta, nie przepadam za rozedrganymi, plamistymi i niewyraźnymi szkicami.

Komiks zdecydowanie wyszedł z tego zestawienia obronną ręką i w moim mniemaniu przebił nawet oryginał, nie żebym chciała tworzyć jakiś ranking i przyznawać miejsca, ale to od początku do końca była bardzo przyjemna przeprawa.

Dzięki za Twój czas, jeśli dobrn_ł_ś do tego miejsca, to jestem z Ciebie dumna i możesz Sobie przyznać order wytrwałego czytacza.

Z mojej strony mogę dodać tylko tyle, że już zaczęłam się rozglądać za kolejnymi, korsarskimi historiami.

Komentarze