Kozioł ofiarny- Daphne du Maurier- recenzja

 Daphne du Maurier, muzę Hitchcocka i matkę złoconych książek z Serii Butikowej kojarzy już każdy, ja chciałam nie tylko ją kojarzyć, ale zagłębić się w świetne historie, które podobno stworzyła i mieć o jej twórczości coś sensownego do powiedzenia.

Na pierwszy ogień poszedł Kozioł ofiarny, głównie dlatego, że w mojej książkowej aplikacji był audiobook, a ja potrzebowałam czegoś do słuchania.


Fabuła jest oparta na dobrze znanym motywie księcia i żebraka, i zamianie ról, jednak jak zapowiada tytuł, w tym konkretnym przypadku procedura zamiany miejsc nie była zaplanowana i przemyślana, tylko francuski hrabia ukradł życie angielskiemu nauczycielowi, zostawił mu własne i postawił przed faktem dokonanym.

Muszę przyznać, że nigdy nie byłam fanką tego szablonu, nawet w animacjach dla dzieci wydawał mi się niewiarygodny, sytuacja, w której trzeba kogoś udawać, nawet jeśli dostanie się wskazówki i ma pomoc w postaci wtajemniczonego pomocnika, który może wyciągnąć z niektórych patowych sytuacji czy robić za bufor, nadal jest niezwykle krucha i ma spore szanse, żeby szybko się posypać.

W książce żadne tego typu ułatwienia się nie pojawiają John nagle orientuje się, że musi być Jeanem i zaczyna grać, trafia do domu rodzinnego swojego sobowtóra, zaczyna dzielić życie z jego matką, rodzeństwem, córką, szwagrami, służbą, znajomymi, pracownikami... itd.

Jednak bohater dostaje innego rodzaju fory od fabuły, a mianowicie pretekstową ekspozycję na każdym kroku, wszyscy jego towarzysze mimochodem podrzucają mu kluczowe informacje, strzępki wiadomości o przeszłości i inne strzelby Czechowa, sam też oczywiście myszkuje w dokumentach, albumach, pamiątkach i wynajduje same perełki.

Pan J. uwikłany w cudze sprawy, ale mogący poniekąd spojrzeć na nie z zewnątrz, serwuje nam trochę rozważań egzystencjalnych, spostrzeżeń na temat ludzkiej natury, relacji, przemijania, wojny wplecionych w próby rozgryzienia skomplikowanych układów rządzących życiem arystokratycznej rodziny. Co ciekawe wydaje się, że człowiek w takiej sytuacji powinien być czujny jak kot i skrupulatnie zbierać wszystkie, nawet najmniejsze okruchy informacji niczym sikorka, ale nasz protagonista jest wyjątkowo niepojętny i ma problem z dodaniem 2 do 2. Nie podobało mi się, że ja szybciej łączyłam kropki niż John, bo sytuacje o których mówię nie były wyjątkowo złożone, a bohater powinien mieć lepsze rozeznanie w konwenansach powojennej Francji niż ja, szczególnie, że interesował się tym tematem.

 Ciekawym zabiegiem było to, że rozdziały często kończyły się w środku dialogu, po przekazaniu kluczowej i/lub emocjonującej informacji, początkowo myślałam, że autorka tak prowadzi akcję, bo nie ma pojęcia jak wyprowadzić bohaterów z sytuacji i jak zgrabnie zakończyć scenę, ale kolejny rozdział zaczynał się dokładnie w miejscu, w którym poprzedni się zakończył i DdM nie miała żadnego z wymienionych problemów, więc prawdopodobnie było to granie na tempie, nie przypominam sobie, żebym wcześniej spotkała się z czymś podobnym.

Dodatkowo nie jest to powieść oparta na akcji, nie śledzi się jej od początku do końca z zapartym tchem, a napięcie nie sięga zenitu, nie mogę też powiedzieć, że jest nudna, przyjemnie mi się jej słuchało, jest idealna, żeby puścić ją w tle, jednak  otwarte i bardzo niezdecydowane zakończenie wywołało u mnie zawód, po subtelnie zbudowanym napięci oczekiwałam jednak czegoś... po prostu czegoś, a nie dostałam nic. Jeśli byłby to serial, to ostatnie sceny ewidentnie krzyczałyby "Nowy sezon już jesienią!", ale to powieść stand alone, nie ma żadnej kontynuacji.

Moja numeryczna ocena to 3,5/5⭐ i zdecydowanie jest to powieść, której nie będę ani polecać, ani odradzać, jest przyjemna, ale ma braki, co sprawia, że odczucia po jej przeczytaniu są nijakie, z jednej strony jestem rozczarowana, z drugiej- chciałabym więcej.

P.S. W związku z tym, że słuchałam Kozła ofiarnego w audio, to zwróciłam uwagę, na to że lektor (Kmail Pruban) wykonał świetną robotę, bardzo podobało mi się, że w trakcie dialogów nie zmieniał głosu (czego nienawidzę), tylko grał akcentem i intonacją, co fajnie podbudowywało postacie, ale nie wypadało karykaturalnie- tu leci zdecydowana polecajka.



Komentarze